Wednesday, March 03, 2010

Nowy Orlean

Miasto pełne alfonsów, prostytutek, hazardu, pijatyk i będących ich następstwem bijatyk. Miasto, w którym codziennie wyburza się jakieś budynki, by postawić w ich miejscu nowe. Gdzie murzyńskie dzieci biegają boso po ulicach pełnych rozbitego szkła i starych cegieł. Stare cegły przydają się w kłótniach małżeńskich – gdy wystąpi różnica zdań – małżonkowie rzucają w siebie cegłami, aż do rozładowania napięcia. Jeśli i to nie pomoże, zawsze można jeszcze użyć noża lub innego ostrego przedmiotu. To już się kończy w szpitalu, ale małżonkowie wychodzą z niego trzymając się za rękę i uśmiechając do siebie.

Miasto pełne ludzi nie posiadających żadnego wykształcenia, żadnych kwalifikacji, pracujących za dniówkę przy regulacji Missisipi, w porcie, przy rozwożeniu węgla. Grzebanie w śmietnikach, by znaleźć jedzenie nie należy tam do rzadkości i nikogo nie dziwi. Tak jak to, że wieczorami ci sami robotnicy przychodzą do knajp, by pić i uprawiać hazard aż do świtu. By wywołać jakąś bójkę albo strzelaninę. Ale przede wszystkim po to, by grać muzykę. Ci goście, którzy pracują przy najbardziej brudnych i niewdzięcznych zadaniach, chwytają za kornet i potrafią zagrać najpiękniejszą muzykę, jaką słyszeliście.

Nie – to co przeczytaliście wyżej – nie jest opisem życia w Nowym Orleanie po uderzeniu huraganu Katrina. To Nowy Orlean sprzed niemal stu lat, widziany oczami ojca chrzestnego jazzu – Louisa Armstronga. W swojej, autobiografii zatytułowane Moje życie w Nowym Orleanie, Satchmo przedstawia fascynujący świat czarnej społeczności zamieszkującej to niesamowite miasto. Nigdy nie interesowałem się szczególnie jazzem, a książkę przeczytałem na zajęcia uniwersyteckie, ale naprawdę polecam, bo lektura jest bardzo ciekawa i zaskakująca. Teraz rozumiem, dlaczego Nowy Orlean staje się inspiracją do piosenek tak różnych twórców i że zamieszkują tam takie postacie, jak członkowie zespołu Down albo Greg Dulli. Nota bene – ten ostatni wydaje w tym roku płytę (jedno z najbardziej przeze mnie oczekiwanych tegorocznych wydawnictw), ostatnio udzielił na ten temat magazynowi SPIN.com krótkiego wywiadu, w którym parę słów pada również o Big Easy.

Na zakończenie wypada uczcić pamięć Louisa Armstronga krótkim materiałem muzycznym, w którym Satchmo występuje z kimś, kto mi osobiście bardzo kojarzy się z wyżej opisanym półświatkiem. Enjoy!

7 comments:

kaasia said...

o to ja już mam za sobą wstęp tej książki :D jak jej prędko nie oddasz to może kiedyś dokończę ;) bo faktycznie, po tych paru pierwszych stronach sprawia wrażenie ciekawej :)

emilio said...

Zawiodłem się. Miałem nadzieję, że dasz jakiś link do googleearth :P.
A jak już w temacie :) ->
http://www.youtube.com/watch?v=c9NGGfzD_Vc , http://www.youtube.com/watch?v=94AF_-RIl0E&feature=related

kaasia said...

Emilu! od kiedy to działa Ci youtube?? :o

emilio said...

Ha! Z tym youtubem to strasznie zawiła sprawa. Ktoś może kiedyś napisze o tym monografię, żeby dręczyć nią studentów, itd., itp. W skrócie mówiąc: działa na laptopie, nie działa na starożytnym pececie. I takoo.
Ale piosnki ładne, czyż nie?

Rogal said...

kasia: książka na ciebie czeka:)

emil: ładne i w dodatku ich nie znałem, punkt dla ciebie:D a o monografiach męczących studentów mi nic nie mów;/

emilio said...

Promise, że tego tematu już będę nie tykszał...
Ojeeej. :P

P.S. Mam całą niby-płytę "The Highwaymen", najbardziej lubię (prócz tego) kawałek... "The Highwayman" :D

kaasia said...

hahaha:D "nie tykszał" :D genialne! :D
ech.. pozwolicie, że piosenki pana Casha sobie daruję, zostawię to dla Was, mężczyzn :P